Artykuły

Wywiad z Myriam Pfeffer

(Myriam jest jedną z trzynastu uczniów Feldenkraisa. Stanowili oni pierwszą grupę studentów, których Feldenkrais uczył w Tel Avivie od 69 do 71 roku. Spotykali się codziennie, oprócz sobót, przez 3 lata. Przyp. tłum.)
Wywiad przeprowadzony przez Ilana Newill w Paryżu w marcu 2003, uzupełniony i poprawiony przez Myriam w 2008. Opublikowany w Feldenkrais Journal numer 21 w 2008 roku.

Myriam, czy mogłabyś powiedzieć coś o definicji świadomości używanej przez Moshe i o tym jak jej nauczał, gdy byłaś jego uczennicą.

Moshe mówił: „świadomość to ta część myślenia, która wsłuchuje się podczas, wykonywania jakiejś czynności”. Inną roboczą definicją była: „świadomość to wiedza na temat tego co się dzieje, kiedy to się dzieje, tego co robisz, gdy to robisz, to ogólna uważność dotycząca tego co się dzieje w danej chwili.”
Tak naprawdę Moshe nie „uczył” nas świadomości. Poprzez swoje lekcje pozwalał nam rozwinąć samemu umiejętność świadomości, narzędzia do jej pogłębiania i do tego jak nauczyć się uczyć. Jego myślą przewodnią było „jeśli wiesz co robisz, możesz robić to co chcesz”. Nie wiem czy potrafię robić to wszystko co chcę, ale z pewnością bez świadomości zmiana naszych automatycznych zachowań nie jest możliwa. Sokrates zapytany, czy lepiej uczynić coś złego wiedząc, że czynimy źle, czy nie wiedząc, że czynimy źle, zaskakiwał swoich słuchaczy odpowiadając, że lepiej o tym wiedzieć. Jeśli wiesz, że to co zrobiłeś było złe, wyjaśniał, wtedy możesz to zmienić.

Odwołując się do hebrajskiego, tak jak Adam poznał Ewę, poznanie, wiedza i świadomość odnosiły się do relacji. Takie znaczenie było bardzo bliskie Feldenkraisowi i obecne w jego pracy. Świadomość oznaczała bycie w relacji – dynamiczny związek z własnymi zmysłami, emocjami i z otoczeniem. Taka wiedza dzieje się bez pośrednictwa, bez zakłóceń, niewerbalnie. Osoba postrzega, odczuwa siebie całkowicie w działaniu, jest w bezpośredniej relacji z samym sobą. Jednocześnie rezonujemy z innymi, jesteśmy w ścisłym związku z nimi jak i z otoczeniem. Nie ma żadnej ucieczki, nie ma wątpliwości. Nic nie jest ani złe ani dobre, nie ma żadnych błędów, nikt nie jest winien. Akt świadomości jest sukcesem samym w sobie. Jedność, pełnia człowieka jest odtworzona, „jedność, która obejmuje wszystko to, co go otacza”.

No i jak to się robi?

Moshe prowadził nas poprzez swoje lekcje, po to byśmy odczuwali subtelne różnice, tak jak małe dziecko odczuwa, poprzez zmysł kinestetyczny. Postrzeganie tego co się dzieje wewnątrz oraz na zewnątrz rozwija jakość uważności, wsłuchiwania się, rozróżniania i wyobrażania sobie. To sposób, w jaki możemy zdobyć prawdziwą wiedzę.

Sposób w jaki lekcja się rozwija, zaprasza nas do tego byśmy byli uważni cały czas, wyczuleni na to co robimy, na to jak żyjemy. To był jeden ze sposobów na to byśmy rozwijali i pogłębiali naszą świadomość.
Kiedy po raz pierwszy przyszłam na lekcje do Moshe nie rozumiałam znaczenia lekcji i ćwiczyłam za mocno. Zajęło mi trochę czasu by się połapać o co w tym chodzi. On czynił symfonię z jednego, dwóch, trzech ruchów, tak jak Mozart z trzech nut. Wykłady Krishnamurtiego pomogły mi zrozumieć. Myśl, która się za tym kryła nie była ta sama ale była bardzo bliska do tego, jak myślał Moshe. Wydaje mi się, że przez Moshe rozumiem Krishnamurtiego lepiej, a poprzez Krishnamurtiego rozumiem Moshe lepiej.

Moshe rozumiał przeszkody jakie stoją na drodze do odczuwania. Żyjemy pośród osób, które mają amnezję czuciowo – ruchową, które straciły kontakt z samym sobą. On wiedział jak stworzyć warunki by odbudować w sobie zdolność i umiejętność do odczuwania.

Czy mogłabyś więc powiedzieć, że istota Metody to szczególny sposób myślenia?

Nie, tego bym nie powiedziała. To jest nastawienie do życia, to jest myślenie, czucie, odczuwanie i działanie wśród tego co nas otacza – wszystko razem jako jedność. Arystoteles definiował duszę poprzez jej funkcje. Charakteryzował życie poprzez centrum czucia oraz ruch. Z tej perspektywy, wracając na nasze podwórko, zmiana i zdrowienie to nic innego jak odzyskiwanie sił życiowych. To odczuwanie blokad, które powstrzymują proces życia, oraz kanałów, które pozwalają życiu na swobodny przepływ. Przez reaktywację ruchu, poprzez odczuwanie, nauczyciel i uczeń tworzą nowe formy, odrzucają stare wzorce przez znajdowanie nowych. Spośród wielu możliwości, w procesie eksploracji, tak jak robią to dzieci, tworzymy nowe formy – od nowa wymyślamy życie.

Kiedy uczy się tak jak Moshe uczył i prawdopodobnie tak jak myśli większość nauczycieli metody, to w tym procesie angażuje się człowieka jako całość wraz z jego otoczeniem. Takie podejście wymaga czasu, czasu potrzebnego do dojrzewania (w takim sensie jak dojrzewają wino lub owoce), najpierw do zmniejszenia wysiłku, do ćwiczenia powolności, wsłuchiwania się i delikatności. Dopiero, gdy robimy mniej możemy być otwarci, możemy odczuwać, nasza uwaga może być wolna. To ważne by rozróżnić pomiędzy świadomością, uważnością i koncentracją.

Kiedy uczyłam jogi, potrafiłam poprawnie wykonywać asany, demonstrowałam je uczniom i mówiłam im co mają robić. Czułam jednak, że czegoś brakowało. Nie mogę powiedzieć, że joga mi nie pomogła w jakimś stopniu – wszak to poprzez jogę trafiłam do Moshe – ale na początku (pracy z Metodą Feldenkraisa) również była źródłem pewnych trudności. Kiedy zaczęłam wprowadzać Metodę Feldenkraisa (edukacji somatycznej) do moich zajęć jogi uczniowie mówili: „powiedz nam co mamy robić i przestań zadawać pytania!” Później zrozumiałam, że mówienie ludziom co mają robić oddziela ich od własnego wewnętrznego procesu. Kiedy ktoś już wie co ma zrobić, zamyka się. Podczas tych 10 lat, gdy chodziłam na Alexander Yanai na lekcje Awareness Through Movement (ATM) wciągałam moich uczniów jogi coraz bardziej w Metodę Feldenkraisa. Część z nich odeszła, część została, pojawili się nowi i powoli przyjmowali ten nowy sposób myślenia. Zrozumieli z czasem, że mogą uczyć się jedynie od siebie samych.

Wiele osób przychodziło na Alexander Yanai z różnymi problemami. (Alexander Yanai to nazwa ulicy w Tel Avivie, przy której mieściło się miejsce, gdzie Feldenkrais prowadził swoje regularne zajęcia. Przyp. tłum.) Wiele osób zdawało sobie sprawę, że to jest dla nich ważne; po lekcjach czuli się lepiej i wracali regularnie. Niektórzy prawdopodobnie pojęli o co w metodzie chodzi, inni pewnie nie do końca. Nie każdy rozumiał o co chodziło w lekcji. Piątkowe lekcje były dla profesjonalistów, dla nauczycieli tańca, nauczycieli różnych metod pracy z ruchem, terapeutów itd. Te lekcje były bardziej wymagające dla Moshe bo studenci rozumieli więcej co (Moshe) miał na myśli. To są te lekcje, które były nagrywane. (Przetłumaczone później na angielski i wydane jako tzw Alexander Yanai lessons – jako materiały źródłowe dla nauczycieli metody. Ukazało się w sumie 24 tomy tych lekcji – około 600 lekcji. Przyp. tłum.)

Chodziłam na zajęcia 3 razy w tygodniu, ponieważ byłam tym zafascynowana. Widziałam jak ważny i znaczący jest taki rodzaj „uczenia” dla ludzkiego mózgu. Dzisiaj biolodzy pokazują, że mózg jest aktywowany w ten sam sposób przez wyobraźnię jak i przez ruch rzeczywisty. To było ważne osiągnięcie Moshe. Przekształcał lekcje indywidualne FI – Functional Integration (Integrację Funkcjonalną) w lekcje grupowe ATM – Awareness Through Movement (Świadomość poprzez ruch). Chciał by wszyscy ludzie na świecie mogli to ćwiczyć.

Czy zauważyłaś różnicę pomiędzy tym jak Moshe uczył ogólnie dostępne lekcje w porównaniu z tymi, które były dla profesjonalistów?

Nie było różnicy. Każda lekcja niesie ideę jego myśli i to było tym co oddziaływało na ludzi. Później lekcje nagrywane dla zawodowców były prowadzone dla wszystkich.

Z własnego doświadczenia, jak definiowałaś – wtedy i dla tych osób – czego naprawdę się szuka w świadomości?

Po pierwsze, zasadnicza sprawa to zmniejszyć wysiłek. To po pierwsze, ponieważ, czy tego chcesz czy nie, jeśli robisz coś z nadmiernym wysiłkiem, to nie możesz odczuwać. O tym mówi prawo Webera – Fechnera. Zajęło mi trochę czasu zanim pojęłam, że im mniej robisz, tym bardziej jesteś uważny i łatwiej jest się wsłuchiwać w siebie, więcej odczuwasz i tym bardziej przejrzyste jest wyobrażenie o tym co robisz. W ten sposób staje się możliwe wyobrażenie sobie ruchu i przewidywanie tego co się wydarzy. Gdy potrafisz wyobrazić sobie ruch, wtedy też możesz go zrobić. To trochę tak jak prześwietlanie samego siebie. Gdzie znajdują się miejsca, które zaburzają przenoszenie sił w ciele? Czy życiowe soki płyną w ciele swobodnie, czy też zatrzymują się gdzieś? Nie sądzę, że taki wgląd przychodzi nagle. Czy ktoś to zrozumie, zależy od poziomu dojrzałości. Zrozumienie nie może być osiągnięte przez siłę woli; im bardziej tego pragniesz tym dalej ci do tego. To zdolność, którą się rozwija. Do mnie przyszła stopniowo. Najwięcej się nauczyłam, gdy zaczęłam uczyć ATM i FI.

A zatem, czego potrzeba by to naprawdę pojąć?

Im bardziej się zbliżasz, tym dalej jest horyzont. To nie takie proste. To faktycznie wymaga tego, żeby kwestionować wszystko. To jest prawdziwa trudność. To ma być doświadczenie wolne od dogmatów, bez uprzedzeń, bez przywiązania, bez zniewolenia jakimś nastawieniem czy założeniem. Wymaga to zmiany sposobu myślenia, czucia, odczuwania i działania, czyli całkowitej zmiany nastawienia, całkowitego przewartościowania. To jest metamorfoza. Moshe zapytany, co robi, odpowiadał: „pomagam ludziom czuć to, co by odczuwali jeśli byli by w stanie zrobić to, czego nie są w stanie zrobić”.

Co z kolei wymaga sporej dojrzałości.

Jak najbardziej. Większość z nas jest uwarunkowana, pełna sztywnych uprzedzeń. Ktoś kto już wie, nie może pójść dalej, za horyzont, który zna. By pójść dalej trzeba zbliżyć się do tego co jest nieznane. To co się liczy to doświadczanie, z którego nurtem się unosisz i nie wiesz dokąd cię zabierze, ale nie do jakiegoś wcześniej założonego celu. To jest ważniejsze niż wszystko inne w tej pracy. Taki proces oczywiście gdzieś prowadzi, ale nie dlatego, że chcę pozbyć się bólu pleców, czy wyciągnąć się z depresji, czy coś takiego.

Jak ty to widzisz, czego się oczekuje od osoby z którą się pracuje?

Kwiat pragnie być kwiatem. A my? Przeważnie pozostajemy w pączku, nierozwinięci. Jest tyle aspektów, które pozostają w nas uśpione, brak im życia, tyle części, które nie poruszają się swobodnie w stosunku do innych części. Brak swobodnego przepływu. Nie jesteśmy otwarci. Na tym polega cierpienie. Dostaliśmy wszystko, mamy ogromne możliwości, ale pozostajemy uwięzieni, zablokowani na wiele różnych sposobów. Powtarzamy te same błędy, napotykamy te samy problemy, ciągle i niezmiennie wykonujemy te same gesty, wyrażamy te same emocje i mamy te same frustracje. To trochę tak jakbyśmy byli samolotem, ale bez pilota.

Moshe powiedział: „mam tylko jedną zasadę, taką żeby nie mieć żadnych zasad”. Ja znalazłam zasadę dla siebie: nie mieć żadnych założeń, nie wiedzieć zanim rozpocznę pracę, zwłaszcza podczas FI, ale też w życiu codziennym. Musimy mieć otwartość na to co może się pojawić. To jest kierunek w jakim powinniśmy podążać. Człowiek jest po to by wymyślać, by wykraczać poza sztywne ramy, by nie powtarzać ciągle tego samego. Wymyśl coś nowego albo zginiesz, rozumiesz? To, na czym polega życie to bycie kreatywnym. Nie mamy innego wyboru. Jeśli wszystko jest mi już znane i powracam do tych samych wzorców, nie ma w tym zmienności, podatności na zmiany, kreatywności, nie ma ewolucji.

To prowadzi nas do pytania o środowisko, warunki jakie powinniśmy stworzyć, by naprawdę pomóc ludziom stać się bardziej świadomymi?

Jest wiele ścieżek, metod, które mogą pomóc. Moshe twierdził, że najlepsze do tego jest to co on wymyślił, czyli Awareness Through Movement i Functional Integration. Są terapeuci, nauczyciele, którzy tworzą zlepek różnych metod i podejść, ale ważne jest by zgłębić jedną metodę i nie rozpraszać się. Czy lepiej kopać w jednym miejscu 10 metrów w głąb, by znaleźć wodę czy w dziesięciu miejscach na głębokość jednego metra? Ale czasem najpierw trzeba wykopać dziesięć dołków po metrze zanim znajdzie się właściwe miejsce, gdzie wejdziemy naprawdę głęboko.

Jak Moshe tworzył właściwe warunki do uczenia się, szczególnie, gdy zaczynałaś uczyć się u niego FI?

Nigdy nie oceniał. Pracowaliśmy z partnerami – moim był Yochanan. (Yochanan Rywerant, jeden z pierwszych studentów Moshe, być może najstarszy żyjący i ciągle praktykujący metodę z grupy 13 pierwszych uczniów Feldenkraisa, autor kilku książek na temat metody. Przym. Tłum). Moshe również pracował z nami, a my z nim. Ciągle pamiętam, czuję jego dotyk, jego ręce pełne obecności, uważności, akceptacji. Zawsze mówił: „tak, dobrze, bardzo dobrze”, i tak dalej. Nigdy nie mówił, że czegoś nie wiesz, czy innych negatywnych stwierdzeń. Ucząc nas FI nigdy się nie spieszył. Był bardzo cierpliwy. Pamiętam, kiedyś ktoś z nas zapytał o czym myśli, gdy daje komuś lekcje FI, a Moshe odpowiedział, że myślał o równaniu matematycznym odzwierciedlającym idealną funkcję, nad którą właśnie pracował. Innym razem mówił o energii niskiego stopnia i energii wysokiego stopnia, a ja nie miałam pojęcia o czym on mówi. Zapytałam go ponownie, a on odpowiadał cierpliwie. Następnego dnia poszłam do niego do domu i zadałam to samo pytanie „co to właściwie oznacza”? Ponownie wyjaśnił wszystko raz jeszcze ale w inny sposób. To co istotne tutaj to, że nie pozostawiał cię z wrażeniem, że jesteś idiotą jeśli czegoś nie wiesz. Rozumiał, że informacji trzeba dać trochę czasu by mogła zakiełkować, więc był bardzo cierpliwy i dobry.

Mimo tego, rzadko był usatysfakcjonowany tym co ludzie robili jemu lub dla niego. Zwykle było to robione w sposób, który go nie zadowalał, był na innym poziomie. Jego czucie, jego percepcja były bardzo jasne, precyzyjne. Czasem wydawało mi się, że osoba, której daje lekcję FI jest zupełnie przezroczysta dla niego. Był nieprawdopodobnie precyzyjny w tym co robił.

Czy Moshe czasem mówił o świadomości, tak by ludzie mogli zrozumieć to co naprawdę miał na myśli?

Wykładał na uniwersytecie w Tel Avivie i nam też dawał wykłady. Wyjaśniał najróżniejsze rzeczy, które nie były wcale takie łatwe do wyjaśnienia. Musiał rozumieć ludzi takimi jakimi byli w danym momencie. Było nas trzynaścioro na treningu (później określani jako „Izraelici”), ale mieliśmy bardzo różne przygotowanie, historie życiowe za sobą, byliśmy w różnym wieku, to nie było łatwe.

W tej pracy musimy uwzględniać to, kim jest druga osoba, być z nią tu i teraz, razem z nią iść, żyć, oddychać i szanować rytm drugiej osoby. To bardzo ważne w naszej pracy. Wczoraj widziałam kobietę na ulicy. Szła bardzo szybko popychając jedną ręką wózek, a drugą ręką ciągnęła dziecko. Dziecko płakało, ona je ciągnęła, a ja pomyślałam „nawet matka idzie swoim rytmem a nie rytmem dziecka”. Musimy szanować rytm każdego ucznia, musimy zapewnić mu komfort w jego własnym rytmie uczenia się. To jest konieczne w naszej pracy tak jak i w każdej relacji – nie ciążyć drugiej osobie, szczególnie w rodzinie. Barthes nazywał to „delikatnością”.

Kiedy i jak zaczęłaś obserwować początki delikatności w sobie? Czy pamiętasz, że nagle coś było inaczej, tak że wiedziałaś, że zaczęłaś się uczyć tego po co przyszłaś?

Nie powiedziałabym, że to było nagle, ale raczej, że to „nagle lub spontanicznie” dzieje się po długim czasie. Nagle wiesz, że wiesz – że coś zrozumiałeś, że coś się pojawiło, że odczuwasz inaczej, myślisz inaczej, chodzisz inaczej, dotykasz inaczej. To tak jak dziecko, które nagle wstaje i zaczyna chodzić. Nagle, ale wiemy przecież, że jest długi okres przygotowania do tego „nagle”. Nagle pojawił się nowy liść, kwiat właśnie rozkwitł w ogrodzie. Zajęło jednak trochę czasu by od nasiona dojść do tego momentu.

Filozof Koyre pisał o teorii organizacji, „można powiedzieć, że zalążek jest tym czym nie jest. Już jest tym czym się stanie, ale jeszcze tym nie jest. Bo w innym przypadku by się tym nie stało. Zalążek jest jednocześnie materią, która ewoluuje jak i siłą, która sprawia, że ta ewolucja ma miejsce. Zalążek oddziałuje na samego siebie. Jest causa sui; jeśli nawet nie swojego obecnego bytu, to przynajmniej swojego rozwoju”. Potencjał jest wewnątrz nas, oczekując na spełnienie. Jesteśmy rzeźbiarzem jak i rzeźbą.

Możesz podać jakiś przykład?

Kiedy się jest na ścieżce, coś nowego kiełkuje, powstaje w twoim mózgu, jak drożdże, które zostawi się do wyrośnięcia. Jeśli za tym pójdziesz to odkrywasz coś prawdziwego: światło wyłania się z ciemności. To jest największa przyjemność. Często zdarza się to, gdy ktoś ma jakiś problem. Ja odkryłam wiele, po tym jak złamałam sobie szyjkę kości udowej. Lepiej zrozumiałam różnicę pomiędzy mieć i być – zauważyłam, że mogłam myśleć, obserwować z perspektywy głowy kości udowej, szyjki kości udowej i panewki stawu biodrowego w stosunku do innych części mojego ciała.

To było bardzo ważne odkrycie dla mnie i wiele się z niego nauczyłam. Leżałam trzy tygodnie w szpitalu w specyficznej pozycji. Byłam zdumiona, że miałam w ogóle odwagę nie zdecydować się na operację, mimo tego, że większość ludzi mówiła mi, że zwariowałam, włączając w to lekarzy, którzy przecież patrzyli na prześwietlenia Rtg, był jednak jeden, który powiedział mi, że jest możliwe wyzdrowienie bez operacji i to mi wystarczyło.

Skąd ta odwaga? Czy „wiedziałaś”, miałaś taką intuicję, że będzie ok, czy też powiedziałaś sobie że po prostu zaryzykujesz?

Ryzyko było by zbyt duże. Myślałam, że zagojenie złamania było możliwe ponieważ kość nie była w dwóch kawałkach, była tylko pęknięta. Kiedy dotarłam do kliniki lekarze byli gotowi operować natychmiast, ale powiedziałam, żeby zaczekali, że zobaczymy co się stanie. Nawet jeśli zdecydowałabym się na operację to wybrałabym sobie lekarza. Nie radziłabym robić tego nikomu kto nie ma dużego doświadczania w Metodzie Feldenkraisa, komuś kto nie ma jasnego wyobrażenia stawu biodrowego i tego jak on funkcjonuje. Leżąc tam, w wyobraźni „kleiłam” tę kość, wyobrażałam sobie ruchy i to że chodzę, włączając w to całe moje ciało.

To, czego ludzie nie rozumieją, to to, że zanim coś zrobią, to wszystko już w nich jest przygotowane do tego działania. To jest jak przewidywanie i symulowanie ruchu zanim sam ruch nastąpi. Tak jak ja to widzę to, lekcja jest podróżą w wyobraźni w kierunku pionizacji, wznoszenia się, stawania się wyższym ale połączona z faktycznym doświadczeniem stawania się wyższym. Uczymy się jak wyobrażać siebie w sposób dynamiczny. Jest to najważniejsza psycho-fizjologiczna funkcja. Jest wiele osób, które próbują wyleczyć się poprzez wizualizacje. Musimy mieć wyraźne rozróżnienie pomiędzy wizualizacją, a kinestetycznym wyobrażeniem, które jest dynamiczne. Również, by móc wyobrazić sobie to jasno, trzeba wiedzieć jak poszczególne części funkcjonują w stosunku do całości. Dopiero wtedy można robić ruchy w wyobraźni zamiast niepotrzebnego wysiłku mięśni.

Musimy dysponować dużą ilością strategii, a te rozwijają się poprzez autentyczne uczenie się od samego siebie; nie można się tego nauczyć od kogoś innego. Każdy jest swoim mistrzem, nauczycielem, guru. Ruch nauczony poprzez naśladowanie lub podążanie za instrukcjami pod krytycznym nadzorem, ogranicza rozwój wyobraźni. Strategia, której my używamy to zagłębić się w jakiś konkretny szczegół naszego funkcjonowania, a potem powrócić do człowieka jako całości i znów pracować nad innym szczegółem by ponownie wrócić do całości. W ten sposób, nasz obraz samego siebie staje się bardziej kompletny; jesteśmy świadomi szczegółów, tworząc jednocześnie harmonijną całość. Jesteśmy skrzypcami i skrzypkiem jednocześnie. Kto by się spodziewał, że jesteśmy swoim własnym teatrem?!

Czy powiedziałabyś więc, że jednym z aspektów środowiska sprzyjającego uczeniu się, które my jako nauczyciele Feldenkraisa musimy stworzyć, to dać ludziom możliwość i szansę odkryć samemu, że istnieje wiele różnych strategii zrobienia czegoś, a nie tylko jeden sposób.

Dobre pytanie. Niektórzy nauczyciele pozwalają uczniom próbować, próbować, próbować i nic się nie dzieje. Nauczyciel musi widzieć co jest przejrzyste dla ucznia – wiedząc, że on/ona nie ma jeszcze jasnego wyobrażenia danej funkcji. Bardzo ważne jest by dać uczniowi jakieś wskazówki w tym eksplorowaniu. Trzeba również podpowiadać, proponować dodatkowe ruchy, proksymalne (bliższe środka ciała), dystalne (dalsze od środka ciała) i neutralne ograniczenia, w miejscach, gdzie energia może być zmagazynowana, pokazywać odwracalność ruchu. W tym samym czasie rozwijasz umiejętność postrzegania szczegółów, zdobywasz narzędzia do lepszego rozróżniania części ciała. Różnicujemy by w efekcie łatwiej było znaleźć „miejsce neutralne”. Na przykład, zginanie nogi leżąc na plecach. Kiedy mówię „zaobserwuj i poeksperymentuj z unoszeniem nogi”, niektórzy unoszą ją prostą. Wtedy mówię, „zrób to inaczej, w różny sposób, tak łatwo jak to tylko możliwe, skieruj kolano do środka, na zewnątrz” itd. Dla wielu osób najłatwiejszy sposób to często ten z dużym wysiłkiem; np. niektórzy unoszą przeciwne biodro by kompensować brak ruchomości w biodrze czy stawie skokowym. Potrzebują wtedy innych lekcji, by uświadomić sobie inne połączenia, możliwości, relacje.

By przyciągnąć uwagę do tych części, których ta osoba nie jest jeszcze świadoma?

To nie wystarcza. Jeśli jakaś część nie jest obecna w świadomości, nauczyciel musi zaproponować różne sposoby by sobie tę część uświadomić w relacji do innych części ciała. Jeśli brak ruchomości w jakiejś części ciała, lub jakaś część ciała pozostaje poza świadomością, czy też nie jest zintegrowana z całością, proponujemy inne ruchy, inne lekcje, które tę część uświadomią, przywrócą ją „do życia”, tak by mogła być integralną częścią całości. Pracujemy z całością oraz poszczególnymi elementami aż jakiś brakujący element znajdzie swoje miejsce w tej trójwymiarowej układance. Jest jeszcze coś ważnego: nie chodzi o to by dawać lekcje stereotypowe, ważne by iść za potrzebą grupy. To szalenie ważne, by czuć energię grupy, by otworzyć dynamiczny dialog, by być świadomym potrzeb uczniów.

Musimy również być świadomi tego, że uczniowie uczą się więcej z naszego sposobu bycia i zachowania niż z naszego nauczania. Sposób działania nauczyciela, jasność przekazu są kluczowe dla procesu uczenia się. Nie można przekazać czegoś czym nie żyje się w życiu codziennym. Wiecznie jesteśmy początkujący, każdego dnia uświadamiamy sobie jak wiele jeszcze nie wiemy. Odkrywamy, że ta część jeszcze nie jest zintegrowana, że to nie jest jeszcze dla nas jasne, że w tym i tym miejscu brak jeszcze światła i tak dalej.

W jaki sposób widzisz to u swoich studentów?

W sposobie w jaki się poruszają, mówią, wyglądają, jak podają rękę, w jaki sposób ściągają i stawiają buty, gdy wchodzą do pokoju. To widać, czy są świadomi, uważni i jaka jest ich intencja. Jest takie powiedzenie Zen: „naucz się widzieć pustkę w szklance”. Często mamy za dużo szumu, hałasu w głowie, by przyjąć nowe pomysły. Dlatego tak ważne jest by być otwartym na potrzeby każdego ucznia i by czuć się komfortowo … nie wiedząc.

To dotyka podstawowego problemu: ludzie chcą pewności, ludzie chcą bezpieczeństwa. Jak możesz to przekazać swoim uczniom?

Wczoraj jeden z moich asystentów powiedział mi, że jego kolega ma wysunięty dysk. Przyniósł prześwietlenia Rtg: „Co myślisz? Nie chce mieć operacji, ale lekarze nalegają, że powinien ją mieć”. Powiedziałam mu „my nie bierzemy takiej odpowiedzialności, nie jesteśmy lekarzami”. Osobiście, zrobiłabym wszystko by nie mieć operacji. Nawet jeśli operacja się powiedzie to sposób w jaki on funkcjonuje, porusza się (jest muzykiem), pozostanie ten sam, więc później mogą pojawić się inne problemy. Ale to inny sposób myślenia. Nie próbujemy zlikwidować bolesnych symptomów, skupiając się na jakimś jednym obszarze; my dążymy do rozwoju osobistego, który bierze pod uwagę osobę jako całość i skutecznie pomaga rozwiązać problem.

Dając komuś lekcję FI tworzymy bezpieczne środowisko, ale nie bierzemy odpowiedzialności. Decyzja czy mieć operację czy nie, należy całkowicie do osoby zainteresowanej.

Jak przekazujesz swoim studentom to, że mają żyć z tym, że nie wiedzą, z brakiem pewności i że nie mogą dać tej pewności swoim uczniom, klientom i jeszcze do tego mają poczuć się z tym komfortowo?

To trudne zadanie bo życie i środowisko nie są stabilne. Ruch jest zawsze procesem, który się wymyśla na nowo. By się rozwijać trzeba zaryzykować, próbować znaleźć bezpieczeństwo w niepewności. To tak samo jest z umiejętnością utrzymania równowagi. Paradoksalnie, większość osób, które mówią, że mają problem z równowagą jest zbyt stabilna. Szukają stabilności w kontakcie z podłożem i usztywniają swoją podstawę, nie dając sobie miejsca na swobodny ruch. Podstawa, punkty podparcia, zmieniają się wraz z każdym ruchem. Musisz zaryzykować by móc chodzić. To samo odnosi się do stanu umysłu; należy być plastycznym, dynamicznym.

Podczas czterech lat treningu (profesjonalny trening dla nauczycieli metody feldenkraisa trwa cztery lata, przyp.tłum.), staram się pomóc studentom rozwinąć poczucie i zrozumienie tego, że w jednej sekundzie wszystko może się zmienić; że nie może być ostatecznej pewności, bezpieczeństwa bo, wszystko jest procesem, który nigdy się nie zatrzymuje. Okoliczności życia zmieniają się co chwila; na rowerze trzeba pedałować, w przeciwnym razie się upadnie.

Przyglądamy się torowi przepływu, temu, jak ruch przepływa przez ciało i obserwujemy, gdzie go nie ma. Moment i miejsce, w którym zatrzymuje się ruch, a tym samym przepływ siły życiowej – pojawia się problem. Nazywam to arret sur immage (stop klatka). Wtedy jest się zablokowanym i nie pozwala się na to by pojawiło się coś nowego. Metoda Feldenkraisa, tak jak ja ją rozumiem, przywraca zapomniane, zaniedbane części z powrotem do życia. Wskazuje możliwości pozbycia się blokad. Pokazuje sposoby rozpoczęcia procesu poprzez nowe doznania i odczucia. Dzieje się to przez odczuwanie różnych relacji, przez dynamiczną i kreatywną wyobraźnię, szczególnie przez uświadamianie sobie szkieletu w relacji do linii pionu.

Czy to poczucie bezpieczeństwa ma coś wspólnego z byciem obecnym w danej chwili, byciem tu i teraz?

Oczywiście. Nie ma świadomości bez bycia tu i teraz. Jesteśmy świadomi tylko wtedy, gdy jesteśmy świadomi, że jesteśmy świadomi. Wiedzieć i być to dwie strony jednej rzeczywistości. Ale można też zamknąć się w byciu obecnym. To jest etre et advenir, bycie i stawanie się, to ciągły proces. Kiedy podążasz le chemin, droga, ścieżka są istotne. Idziesz i czasem na drodze leży kamień lub coś innego zagrodzi ci drogę, a ty nie jesteś tą samą osobą 24 godziny na dobę. Czasem świeci słońce, czasem pada deszcz, ale jeśli podążasz ścieżką, będąc w kontakcie z samym sobą, wtedy wiesz lepiej jak radzić sobie z problemami. Znajdujemy źródło zadowolenia.

Czy to ma wpływ na twoje życie emocjonalne?

Nawet bardzo. Każda myśl, każda emocja znajduje odzwierciedlenie w napięciu mięśni, w oddechu, w objętości, w naszym poczuciu bycia lekkim lub ciężkim. (Czasem mówię, że jesteśmy z programu „weight watchers”!) Kinestezja (odczuwanie swojego ciała, położenie części względem siebie, ruch części ciała itd. przyp. tłum.) jest podstawą emocji. Odczuwanie tych relacji umożliwia ci bardziej stać się panem swoich emocji. Świadomość szkieletu pozwala nam podnieść się z przeszłości, która być może ściągała nas w dół. Naprawdę, czucie podparcia poprzez szkielet, daje dostęp do innego postrzegania siebie oraz świata i może zmienić charakter człowieka. Gdy mięśnie uwalniają się ze swoich napięć i stają się dostępne dla dowolnego ruchu, nie muszą już utrzymywać szkieletu oraz emocji, które były w nie wpisane.

Czy powiedziałabyś, że istoty bezpieczeństwa szukać możemy w relacji szkieletu do sił grawitacji?

To jeden z najważniejszych elementów ponieważ wyrastamy w polu grawitacji i duża część układu nerwowego ciągle się tym zajmuje. Bycie w zgodzie z siłami grawitacji zamiast ciągła z nią walka pozwala nam również na wzrastanie na poziomie duchowym. Pionizacja jest głęboką potrzebą. Lao-Tzu pisał: „grawitacja jest podstawą wdzięku”.

Czy myślisz, że Moshe miał coś takiego właśnie na myśli? Może powinnaś coś wspomnieć o jego Hasydzkich korzeniach?

Jego sposób myślenia to sposób myślenia Hasydów. Niektórzy nauczyciele mówią o ciele, ciele i jeszcze raz ciele. To nie jest świadomość ciała, to jest świadomość poprzez ruch. A co nie jest ruchem? Ruch to życie, we wszystkich jego przejawach.

Więc zasadniczo mówimy o świadomości życia?

Tak, jeśli chcesz to tak ująć. Tak jak jego przodkowie, Moshe był oddany nie tylko swoim uczniom, ale ludzkości jako całości. Raz mi powiedział, że mógłby się ożenić i założyć rodzinę. Moshe i Yona rozstali się wcześnie. Spytałam czy tego żałuje. W żadnym wypadku, odpowiedział. „Na świecie jest wystarczająco dużo dzieci, ale kto zapewni im jakość życia?”. Moshe myślał o przetrwaniu całego gatunku i o tym jak wspierać ten proces. Miał humanitarne przesłanie, tak jak jego pradziadek. Jego szlachetnym celem było przywrócenie ludzkości utraconej godności.

Czy Hasydzkie środowisko w jakim wyrósł Moshe było widoczne w jego nauczaniu?

(Więcej na temat Hasydzkich korzeni Moshe Feldenkraisa przeczytasz w wydanej w 2007 roku książce Davida Kaetza pt „Making connections. Hasidic roots and resonance in the teachings of Moshe Feldenkrais”, wydanej przez River Centre Publishing. Przyp. tłum.)

On był tym przesiąknięty, tak jak już wcześniej mówiłam. To było widoczne w całej jego pracy. Jednocześnie był naukowcem, który szukał pomostu pomiędzy teorią i praktyką. Jego mocną stroną było przenoszenie abstrakcyjnych idei na praktykę. Na tym polegał jego geniusz. Rozumiał, że doświadczanie jest kluczowe dla człowieka. Możesz mieć najlepsze wyjaśnienie na jakiś temat, dajmy na to, na temat muzyki, ale możesz nigdy nie zostać muzykiem. Nie o to chodzi by doświadczyć czegoś, ważny jest proces doświadczania. Żyć pełnią, bez szukania czegoś, być w miejscu neutralnym, w którym masz swobodny dostęp do myśli i do ruchu.

Jak, w swoim nauczaniu, doprowadzasz ludzi do tego miejsca, w którym zaczynają doświadczać?

Nie mogę ich tam doprowadzić ale mam nadzieję, że tam dotrą i myślę, że ludzie przychodzą do mnie właśnie dlatego. Skąd to wiem? Bo wracają, przyprowadzają przyjaciół i biorą udział w całym treningu. Nawet jeśli nie jest to dla nich łatwe, a z wielu względów często nie jest, czują, że jest to ważne dla nich jak i dla całej ludzkości. Widzę jak wielu z nich rozkwita.

Podsumowując. Jak zdefiniowałabyś świadomość po tym wszystkim o czym rozmawiałyśmy?

Zdefiniowałabym świadomość jako postrzeganie siebie i wiedzę o tym co się w danej chwili robi, lub wiedzę o tym co się dzieje, kiedy to się dzieje. Innymi słowy, świadomość to wiedza o tym co się robi, gdy się to robi. Nie pamiętam kto to powiedział: „Oko widzi oko”.

Tworzymy warunki i sprzyjamy procesowi rozwoju zmysłu propriocepcji (postrzeganie ciała, pozycji, ruchu itd. przyp. tłum.) poprzez ruch. Jeśli uczeń podąża za lekcją, to wymaga to od niego czujności, uważności na to co odczuwa, na to, czym żyje. To prowadzi do coraz bardziej precyzyjnej percepcji samego siebie i sytuacji, w której się znajduje. Stajemy się, każdy w sobie, bardziej zróżnicowani. Tak jak ja to rozumiem to ATM jest procesem uczenia się organicznego (bazującego na doświadczaniu siebie i odczuwaniu siebie, a nie na naśladowaniu, przyp. tłum.), odzwierciedleniem tego jak jesteśmy zbudowani. To dotyczy każdego, w najróżniejszych sytuacjach i pomaga różnicować pomiędzy świadomością, uważnością, koncentracją, które są bardzo ważne w rozwoju.

Lekcja polega na stworzeniu takich warunków by móc wsłuchać się, posmakować, by odczuć i poczuć proces, by nauczyć się nowych sposobów funkcjonalnego myślenia i ruchu, by mieć więcej możliwości wyboru, by poczuć wdzięk i moc. To przypomina sposób w jaki uczą się dzieci, zanim wiedzą jak coś wyjaśnić lub nadać czemuś etykietkę, lub też zanim będą w stanie zrobić coś tak jak on/ona „powinno” coś zrobić. Dziecko nie ma celu, ono się tylko bawi, więc jest zestrojone z własnym wnętrzem i naturą. Staje się świadome siły, która w nim drzemie, energii wyższego stopnia, która napędza wewnętrzne przemiany i rozwój, by stać się człowiekiem.
Metoda Feldenkraisa wzmacnia świadomość oraz proces uczenia się, który umożliwia rozwój i ewolucję. Może służyć jako pomost do nowego życia i nowego społeczeństwa.

Copyright 2008 Ilana Nevill. Tłumaczenie Jacek Paszkowski. Opublikowanie za pozwoleniem.